Jest jeden przypadek, kiedy warto się cieszyć z nagłego braku światła – gdy „wywali” nam korki. Oznacza to bowiem, że zadziałały one prawidłowo chroniąc nas w ten sposób przed niebezpieczeństwem.
Historia bezpieczników jest równie długa, co historia samego prądu. A nawet trochę dłuższa, bo platynowych drucików, które w awaryjnych sytuacjach paliły się odłączając resztę obwodu, po raz pierwszy użyto do ochrony biegnących pod wodą linii telegraficznych. Był XIX wiek, technika nabierała tempa, nowe wynalazki powstawały jeden za drugim. Gdy na scenę wkroczyła elektroenergetyka, zaadaptowano do niej działające na podobnej zasadzie bezpieczniki.
Dlaczego były takie ważne? Thomas Edison domyślił się, że jeśli przez przewód popłynie zbyt duży prąd, powstanie zwiększone ciepło, które w efekcie go przepali. I w tym miejscu nastąpi klops. Wymyślił więc, żeby zamiast kabla, spaliło się jedynie małe urządzenie. Jego bezpiecznik miał postać drucika zamkniętego w szklanej bańce – gdy płynął przezeń zbyt duży prąd, przepalał się odłączając i chroniąc cały obwód.
Jednak bezpiecznik Edisona nigdy nie trafił do szerokiego użytku. Ojcem tego okrzyknięto Willama Mordeya. Jego bezpiecznik był drucikiem (czyli częścią nazywaną „materiałem topikowym”) zamkniętym w opakowaniu z piaskiem. Działał na podobnej zasadzie: gdy przez drucik przepływał za duży prąd, ten się topił odłączając obwód, ale – co ważne – dodatkowo piasek wygaszał iskry, które w najgorszych sytuacjach mogłyby spowodować pożar. Pierwsze takie bezpieczniki wyprodukowała w 1927r amerykańska firma Littelfuse i w niektórych domach można je spotkać w niezmienionej formie do dziś. Na przykład w Polsce jeszcze w połowie 2012r. miało je prawie 5 mln gospodarstw domowych, czyli niemal 40 proc. wszystkich. Niestety takich bezpieczników można użyć tylko jeden raz, bo kiedy topik się stopi, nie nadają się już do użytku i trzeba je wymienić na nowe. Z tego samego powodu muszą być zbudowane z dużą dokładnością – tego, czy działają prawidłowo, nie da się przecież sprawdzić przez użyciem.
Dlatego w nowych lub remontowanych instalacjach elektrycznych takich bezpieczników dziś już się nie instaluje. W zamian pojawiły się nowoczesne bezpieczniki automatyczne, które zamiast się przepalać, po prostu rozłączają obwód. By wróciły do pracy, wystarczy je z powrotem włączyć.
Granicą, przy której prąd zaczyna stanowić zagrożenie dla naszego zdrowia, jest 30 miliamperów (za groźne dla życia uważa się 70 miliamperów). I właśnie w wypadku tej pierwszej wartości uruchamiają się bezpieczniki. Jeśli dzieje się to jednak zbyt często, prawdopodobnie mamy do czynienia z przeciążeniem sieci albo zwarciem. Co za nim stoi najłatwiej sprawdzić wyłączając wszystkie domowe urządzenia, a potem włączając je po kolei. Przy winowajcy „wywali korki” co oznacza, że sprzęt trzeba szybko oddać do naprawy.
Przy okazji: potoczne „wywalenie korków” jest chyba najbardziej popularnym pojęciem znanym elektrycznym laikom. Jeśli kiedyś przyjdzie wam go użyć bardziej oficjalnie – np. w pracy czy reklamacji – lepiej je zastąpić „przepaleniem bezpieczników”. A najlepiej – włączyć z powrotem i znowu mieć tani prąd. Najłatwiej go kupić w ePower.pl. To pierwszy i jedyny w Polsce sprzedawca, u którego wszystkie formalności odbywają się przez internet, o zasadach prostych tak, że nawet Edison by tego nie wymyślił.
Słowa kluczowe: bezpieczeństwo, dom, korki, prąd